Zwyczaje związane z Bożym Narodzeniem na Rzeszowszczyźnie

Autor:  Jolanta Czartoryska

     

Wierzący czy niewierzący, niemal wszyscy w Polsce uważają Wigilię Bożego Narodzenia za czas wyjątkowy. Jej znaczenie powoli zmienia się, ale grudniowe święta zmieniały się przez wiele wieków i zapewne nadal tak będzie. Do czego te zmiany doprowadzą. Nie wiadomo, bo komercjalizacja ostatnich lat spowodowała, że nawet osoby bardzo religijne ulegają szaleństwu zakupów, blichtru, wykazując coraz mniejszą wiedzę z historii i znaczenia tych świąt. Niestety, przestały one wpływać łagodząco na emocje ludzi, mimo że jest to czas, który powinien być tradycyjnie poświęcony rodzinie. Ponoć chcemy być razem, ale czy na pewno? Proponuję, aby odłożyć, choć na tych kilka dni, politykę. Proponuję taką, oto, opowieść wigilijną.

 

     Dawno, dawno temu….Tak, nawet bardzo dawno, bo w czasach słowiańskiego pogaństwa dzień 25 grudnia był pierwszym dniem nowego roku. Tym samym, 24 grudnia był ostatnim dniem poprzedniego. W tym dniu obchodzono pogańskie święto zmarłych. Ogromne znaczenie jednak miało to, że 24 grudnia był wigilią zimowego przesilenia dnia z nocą.

 

     W starożytnym Rzymie grudzień także obfitował w święta: 17 grudnia zaczynały się wesołe Saturnalia, obchodzone przez wiele dni. 23 grudnia obchodzono Larentalia, będące częścią serii starożytnych rzymskich świąt i świąt świętujących koniec starego roku oraz początek nowego. 24 grudnia obchodzono święto zmarłych, a 25 grudnia - święto Narodzin Niezwyciężonego Słońca, zaś 6 stycznia był dniem objawienia się boga - Epifania. To właśnie temu Niezwyciężonemu Słońcu Kościół przeciwstawił Chrystusa, jako słońce sprawiedliwości. Wprowadzony został cykl świąt kościelnych, których terminarz pokrył się z uroczystościami pogańskimi. 

 

    Obrzędowość związana ze świętami pomieszała wątki pogańskie z chrześcijańskimi, a więc biorące swój początek w smutku święta zmarłych z elementami niefrasobliwości Saturnaliów oraz tajemniczym charakterem przełomowej nocy wigilijnej. 

 

      Przez wiele wieków ludzie wierzyli, że zarówno dzień 24 grudnia, jak i noc wigilijna, mają wyjątkowe znaczenie. Wydarzenia tego dnia były wróżbą na cały rok. Wszyscy chcieli, żeby wydarzyło się im coś dobrego, bo wówczas była gwarancja, że taki będzie cały następny rok. Tego dnia dzieci powinny były być wyjątkowo grzeczne, a gospodynie pracowite.

 

     Na terenie byłej Rzeszowszczyzny dominowały przez wieki wierzenia i zwyczaje ludowe, które kręciły się wokół pomyślności w gospodarstwie. W dzień wigilijny w Ropczyckiem, szczególną wagę przywiązywano do kichnięcia, zwłaszcza z rana. Jeśli jako pierwsza kichnęła dziewczyna, do gospodarstwa miała przybyć cieliczka, jeśli chłopak - byczek. W tym szczególnym dniu nie wolno było niczego nikomu pożyczać, bo wierzono, iż w ślad za pożyczką z gospodarstwa będą ubywać rzeczy. W Jasielskiem kobiety, przychodzące pożyczyć chleba w tym dniu, uważano za czarownice, ponieważ wierzono, że one ten chleb, po kryjomu, dają krowom osoby pożyczającej po to, aby te nieszczęsne krowy straciły mleko, a gospodarzowi wiodło się gorzej.

 

    Bardzo ważne było, kto pierwszy w dzień wigilijny odwiedzi dom - kobieta czy mężczyzna. W powiecie kolbuszowskim lepiej widziana była kobieta, bo jej przyjście wróżyło szczęście. W powiecie jasielskim przyjście kobiety nie było mile widziane, a przy tym wróżyło wysyp na wiosnę kokoszek. Przyjście mężczyzny zapowiadało same koguty. W powiecie przeworskim przyjście kobiety wróżyło urodzenie cieliczki, zaś mężczyzny - byczka. W powiecie mieleckim i brzozowskim nie życzono sobie przyjścia, jako pierwszej, w dzień wigilijny, kobiety. Niosło to zdecydowanie złą wróżbę - w mieleckim wróżyło cały rok plotki, zaś w brzozowskim chorobę lub śmierć. Trudno, więc się dziwić, że zamykano kobietom drzwi przed nosem lub wręcz wyrzucano je siłą. 

 

     W powiecie brzozowskim próbowano sobie radzić z tym problemem praktycznie. Mobilizowano tzw. połaźników, którymi byli kawalerowie, chodzący wczesnym rankiem po domach. Recytowali oni wierszowane życzenia, równocześnie uprzedzając odwiedziny kobiet. Oprócz połaźników, wczesnym rankiem chodzili po domach tzw. szczęściarze. Byli to mali chłopcy wysyłani przez rodziców do sąsiadów, którzy rewanżowali się dobrym sąsiadom wysłaniem swoich synów. 

 

     Cały dzień 24 grudnia upływał na przybieraniu świątecznym izby oraz na przygotowywaniu kolacji wigilijnej, która na terenach Rzeszowszczyzny, nosiła nazwę „pośnika”. Najstarszym tradycyjnym przybraniem była „jutka” - ścięty wierzchołek sosenki lub jodełki zawieszony u „tragarza”, pod powałą, czyli sufitem. Ozdabiany był skromnie papierowymi kulami lub figurkami zwierząt i ptaków wykonanymi z ciasta. Później, wprowadzono „pająki” wykonywane z bibuły, słomy i fasoli i podobnie, jak „jutki” zawieszano u powały. Choinki, bez których obecnie nie wyobrażamy sobie świąt, przyszły na tereny Polski dopiero pod koniec XIX w., a na Rzeszowszczyznę dotarły na początku XX wieku. 

 

    W kącie izby stawiano snop zboża, który nazywany był różnie: wilkiem, dziadem, połaźnikiem lub kolędą, w zależności od powiatu. W Przeworskiem wkładano w snopek orzechy i jabłka, zaś w Brzozowskiem, oprócz snopka, stawiano w kącie kukłę dziada. Jeśli do stołu miała zasiąść nieparzysta ilość domowników, wówczas słomiany dziad zasiadał na równych prawach. Nieparzysta liczba biesiadników wróżyła nieszczęście. Musiało być, więc, do pary.

 

    Do wieczerzy zasiadano z pierwszą gwiazdką. Wcześniej, na stole rozścielano siano oraz rozsypywano ziarno, aby zapewnić urodzaj w nadchodzącym roku. W niektórych miejscowościach kładziono pod stół żelazną część pługa, na której w czasie jedzenia trzymano stopy. W ten sposób zapewniano sobie żelazne zdrowie na cały rok. W powiecie brzozowskim siekiera pod stołem miała odpędzać złe duchy.

 

     Potraw wigilijnych mogło być siedem, dziewięć lub dwanaście. Podawane były w misach, z których wszyscy domownicy jedli wspólnie. Wieczerza przebiegała w skupieniu i powadze. Szeroko rozpowszechniony był zwyczaj kładzenia kawałka opłatka pod każdą miskę z potrawą wigilijną. Było mnóstwo przesądów, wiążących się z jedzeniem poszczególnych potraw. Np. nie wolno było dmuchać na podawaną na gorąco kaszę jaglaną w obawie przed powaleniem rosnącego prosa w następnym roku. W Brzozowskiem w czasie wieczerzy nie wolno było pić wody, żeby wróble nie wydziobały pszenicy przed następnymi zbiorami. W Mieleckiem w czasie kolacji nie wolno było wychodzić na dwór, bo wierzono, że odejście od stołu może sprowadzić śmierć na kogoś z rodziny. W Przeworskiem, z kolei, dziewczęta musiały jeść na stojąco, jeśli chciały w następnym roku wyjść za mąż.

 

      W różnych postaciach, duchy były obecne w czasie pośnika. Wierzono, że jeśli płomień świecy zwróciłby się w kierunku drzwi, wówczas żałoba w krótkim czasie w domu była pewna. Podobnie, lepiej było, żeby cień stojącego widoczny był na ścianie, bo brak cienia zapowiadał….brak życia, czyli rychłą śmierć. 

 

     Niemal w całej byłej Rzeszowszczyźnie zwyczajem było zapraszanie na wieczerzę wigilijną …wilka! W istocie rzeczy wszystkie związane z wilkiem wierzenia miały na celu odstraszenie tych drapieżników, aby nie czyniły szkód wśród zwierząt domowych. Ten zwyczaj był, ponoć, śladem uczty zaduszkowej, jaką była kiedyś wigilia. Zapraszano na nią duchy zmarłych domowników. Innym śladem tej tradycji jest pozostawienie wolnego miejsca dla podróżnika, ale raczej dla zmarłego. Jeszcze na początku lat siedemdziesiątych XX wieku w powiecie jasielskim, w Kołaczycach, starzy ludzie pamiętali, że w czasie ich dzieciństwa po wieczerzy wynoszono na cmentarz, na groby krewnych po odrobinie potraw wigilijnych.

 

      Po kolacji ten, kto chciał być zdrowy, mył się w wodzie, do której wcześniej wrzucono pieniądze. W Mieleckiem młodzież szła się myć w przeręblu, aby być zdrowym przez następny rok. Gospodynie wychodziły przed dom i spoglądały w niebo, szukając gwiaździstego nieba. Jeśli gwiazdy były, to było wiadomo, że w przyszłym roku kury będą się dobrze niosły.

 

    Zakończenie wieczerzy wigilijnej było dla młodzieży hasłem do rozpoczęcia figli, psot, słowem zabawy. I oczywiście młodzież skrzętnie z tego korzystała, bawiąc się szczególnie dobrze w czasie Pasterki, na którą udawała się cała wieś.-

Wir benötigen Ihre Zustimmung zum Laden der Übersetzungen

Wir nutzen einen Drittanbieter-Service, um den Inhalt der Website zu übersetzen, der möglicherweise Daten über Ihre Aktivitäten sammelt. Bitte prüfen Sie die Details und akzeptieren Sie den Dienst, um die Übersetzungen zu sehen.